Pogoda dopisała więc poszliśmy na mały spacer. Plażą do rzeki i do miasta. A to właśnie w Littlehampton rzeka Arun łączy się z kanałem La Manche. I podobno jest rzeką bardzo kapryśną i niebezpieczną, bo z ostrym nurtem porwała niejednego. A swoją drogą jak to się dzieje, woda słodka wpływa do słonej i słodka pozostaje słodka ? A to Ci dopiero!
sobota, 19 listopada 2011
piątek, 18 listopada 2011
Get ready to go out!
No tożto się w głowie nie mieści! Właśnie kiedy zaczynasz robić zupę, która i tak mu nie będzie smakowała dostajesz smsa: Get ready to go out! żadnych szczegółów, no i nie wiem czy szpilki i kok czy dres i trampki. Przeroznie, zgodnie z radami cosmopolitan wybrałam coś pomiędzy - grzeczny kardigan acz coś się błyszczy przy kołnierzyku. Gotowa psik psik perfumy i spineczka i mogę iść. G przyjechał z bratem i poszliśmy tzn. pojechaliśmy bo tu jak w LA ludzie nie chodzą, zresztą miejscowi na Littlehampton mówią LA. I półtorej minuty później - straszne korki dziś były - byliśmy na miejscu. I teraz trudne bo nie ciężkie wybory - pub czy kawiarnia. Zobaczyłam róż i padło na pub. The Empress. Co to klimat glamour lat 90 oddawał w 100 procentach. Jak powiedział C. - tu jest tak okropnie, że aż wspaniale. Zamówiliśmy, oni tosty ja makaron - ciągle jeszcze przyzwyczajona, że obiad się je w porze obiadowej a kanapki w porze kolacyjnej. Było po 12 więc ale bez stresu. Żeby reguł 'damą być' nie złamać. Jakieś zasady w życiu trzeba mieć. Om nom nom i ja z palącymi od chili ustami poszłam do Lidla po chleb naan do tradycyjnej brytyjskiej potrawy kurczak tikka masala ze słoika, G poszedł do pracy a C. nie wiem gdzie, ale pojechał.
A oto The Empress
A oto The Empress
I o!
No i znowu piątek, ten tydzień jakoś tak strasznie szybko minął, w sumie na nicnierobieniu, pogoda zaczyna się psuć powoli, wieje strasznie. Mieliśmy "mrożącą krew w żyłach" - jak na tę okolicę - przygodę - ktoś zapukał do drzwi! Ale zanim G. się zebrał to już nikogo nie było, a straszne było to o tyle ze to już prawie 23 była. Następnego dnia na drzwiach wisiała kartka - jak przyjdziesz do domu to wejdź do mieszkania E. G przestraszony, ze ktoś chce na niego krzyczeć, ja pomyślałam ze może jakaś imprezę ktoś organizuje, no ale nic to idziemy. Na ostatnie piętro. I się okazało ze u nas jest pudełko do sygnału telewizyjnego, które obsługuje także jego mieszkanie, a ja wyłączyłam z prądu, w ramach oszczędności a przecież nie mamy telewizji:) Swoją drogą dziwnie to wszystko podłączone jest. Np światło na korytarzu wychodzi na to jest tez z naszej skrzynki z takimi wichajsterkami. Przynajmniej nie ma licznika na zimna wodę. Tyle z cyklu praktyka. Wczoraj wreszcie udało mi się skończyć baaaaardzo długą aplikację do pracy w teatrze. Poprzednio chcieli mnie na rozmowę a byłam w PL, może teraz też zechcą. Miło by było. Jutro jak będzie ładnie i leń nie dopadnie może uda się na spacer wybrać - zaraz za rzeką zaczyna się coś w stylu plaży krajobrazowej czy rezerwatu i można jakieś cuda znaleźć. Trzeba udokumentować! A teraz czas na kawę i Gilmore Girls.
niedziela, 13 listopada 2011
Tydzień!
Minął tydzień. Chyba poznałam już zakątki mieszkania, choć ubrania
ciągle nie wiszą w szafie. Uczę się włączać kontakt przed użyciem,
ciągle mam problemy z myciem rąk, bo krany dwa - w jednym zimna woda, w
drugim ciepła, no i jak to połączyć? Poza tym jest mi dobrze, nie mam
jeszcze pracy, ale mam morze i mnóstwo słońca! I to na wyciągnięcie ręki.
Subskrybuj:
Posty (Atom)